piątek, 14 stycznia 2011

A jednak

tam za miastem Pan Ziemi potęgą swą miasta potęgi podobny zawiaduje miejscem uświęcając jego wymiar spojrzeniem jeno tylko..niedbałym i niepełnym jakby za winkla a jednak..maluczki jest trup com go ze sobą przyniósł i co w jego obliczu kupką prochu nieważną się staje..a głowę swą pożytecznie otwieram przyjmując błogosławieństwa od góry świętej co światła uczy..a Pani Jego w miłonym uścisku tak przezroczysta a jednak..pełna wrażeń i wdzięczna ruchem beztroskim wstrzymana..mudra milczenia w spojrzeniu zawarta patrzeniem samym się staje co ziemi cielsko gotowa ukazać w pełni..i tak prawdziwie że czujesz ciężar co jednak przygnieść nie może..ach..to raj..dramat zaczyna się wcześniej..teraz w niemocy lecz pełzniesz powoli albo inaczej przejmować się niechcesz.. radość gasząc..jakież marnotrastwo nieprawdaż..jak zima..wiosna niebawem uśmiechem pojawi się na twej twarzy..zostaw to proszę..proszę cichutko szelestem duszy..to tylko żmija ociera się o trawy..jaka rozkosz w tym zawarta..a jednak..przytrzymaj jeśli możesz lub puść i zostań..w doświadczeniu nieba i ziemi..życia i śmierci..kochanie powiem ci słowa miłości..nie żyjesz.. tańczysz omamy a jednak cóż nam pozostaje..śmiech..ryt najlepszy z możliwych..śmiej się i depcz swój strach głowę żmiji i długie jej ciało przywiązanie niech skóre zmienia nieustannie..niech nie do poznania będzie i takim sposobem w świetlistość wstępuj zawsze w przód nigdy za siebie..jeśli jednak nogę poczujesz to potknie się ona o bruk występny a ty na twarz w objęcia bliskich swoich wpadniesz co pochyleni nad tobą w krzyku i lamencie zdzierać z ciebie będą łachmany.. słyszeć cię niechcą i głusi na prośby twoje z sercem w boleści i drzazgą w oku co łzą pragnie wypłynąć odejdziesz w smutku w światłosci co przerażą.. w dzwięki co rozgniewają.. w promienie..w strachu..w przerażeniu i w trwodze omdlejesz.. jeden pojawi się samo..pierwsza myśl..pierwszy ruch..zawsze życie się zaczyna..i dwa ruszamy w tan jak kobieta do mężczyzny jak butelka wódki do kieliszka metoda alternatywnej propagandy ustanawiającej trzy..nowy kompromis zawierający dwa pozostałe a jednak..dramat czterech to śmierć pierwsza..chcemy jeden wyjdzie pięć..cholera..wszyscy mówili że czasu było zbyt mało..że odszedłeś z klubu nie wypisujac sie z niego w radości, walce i spełnieniu..w pełnym znaczeniu tych pojęć i iluzji ich doświadczania..zawsze wtedy kiedy odchodzisz..wtedy gdy wydaje ci się, że to co robisz jest ważne i potrzebne..przychodzi ten moment i zostawiasz wszystkie te niezmiernie ważne sprawy..czy tego chcesz czy nie..pogrążasz się w mroku zapomnienia..świat daje sobie radę bez ciebie, jesteś niepotrzeby..nigdy nie byłeś potrzebny więc za wszelką cenę chciałeś usprawiedliwić własne istnienie podejmując wysiłki, które teraz podobne są do miotania się ryby w sieci..tam za miastem Pan Ziemi Środkowej potęgą swą miasta potęgi podobny w bieli pościeli na furze wypasionej..czterokołowej limuzynie ze srebrnymi zderzakami wjeżdza przez lwy ciągniony z Panią Jego w miłosnym uścisku zespolonem..i raz i dwa..cha znasz li ten stan?.biała światłość jasna i czysta..blask i lśnienie wyzwolone z ich serc się wyrywa oślepiającym cierpieniem do odwrotu cię zmuszając..biała jest zima i śmierć jest biała..biała jest wata i broda świętego Mikołaja..biała jest pościel i ściany szpitala..ślub i komunia jest biała..podwijasz ogon i spierdalasz w zastępy co ci pokażą kto tu kurwać rządzi..jeśli potrafisz śmiej się zaśmiej się prosto w ich oblicza i depcz strach swój głowę żmiji..niewiasto..delikatnie..proszę raz jeszcze..zostaw to..proszę cichutko szelestem duszy to tylko żmija ociera się o trawy a jednak..w świetlistość wstępuj zawsze w przód nigdy za siebie..jeśli trwoga cię ogarnie jesteś stracony..tam za miastem Pan Ziemi Wschodniej błękitnego Królestwa Wielkiej Radości potęgą swą miasta potęgi podobny w niebieskim uniformie z ostrzami w dłoni na niebieskiej furze wypasionej ciągnionej przez słonia w towarzystwie dwóch swych towarzyszy..wszyscy w miłosnych uściskach ze Swemi Paniami zespolonymi w niebieskich pościelach z niebieskimi falbanami zajadą ci drogę..tak że zobaczysz ich sześcioro w blasku oślepiającym cierpieniem do odwrotu cię zmuszając..niebieskie oceany i morza niebieskie i w nich pogrążenie.. w morzu doświadczenia tak że tylko czasami udaje się zaczerpnąć tchu..zaczerpnąć powietrza..są już martwi..uduszeni..zatonięci..oni nie oddychają..oczekiwania to ocean bez dna..lęki to ocean bez dna..nadzieje to ocean bez dna..niebieskie jest przyjmujace..przyjmujace bez końca..cierpliwość jest niebieska i niebieskie jest czekanie..rusza się powoli i cierpliwie a powstawanie i zanikanie rodzi sie i umiera gdzieś obok..zmierzch jest niebieską zasłoną..odwracasz głowę w zastępy co miejsce ci twoje pokażą..śmiej się im w twarz jeśli potrafisz i delikatnie..proszę niewiasto..łeb żmiji przydepnij stopą..bez obaw w świetlistość wstępuj zawsze w przód nigdy za siebie..zatracisz siebie trwogę czując..ty to wiesz więc gnieć gadzine i dalej..dalej idź do przodu a jednak..tam za miastem z prawej strony z południowego Królestwa Chwały na żółtym koniu przygalopuje..w żółtych pościelach z koronami z Panią Jego w miłosnym uścisku zespolonym w dłoni klejnoty dzierżąc..koń z żółtą w ryju pianą dębia staną przed tobą droge ci zagradzając i z niemi razem dwóch pozostałych ze swemi Paniami w tem samym w jaskrawożółtym blasku drobnymi lśniącymi krążkami przyozdobion w promieniu i jaśnieniu co do zamkniecia oczu cie zmusi..jesteś przegrany..uciekasz tchórzu w zastępy co trzymać cię będą w nędzy..jest dom ..jestem ja..jestes ty..jest dobro i jest zło..jest słońce i drzewo jest i życie..śmierć jest..jest ziarno i jest owoc..jest beton i ołów i stal..jest lęk i jest staranie..jest złudzenie i iluzja jakaż smieszna to konkluzja więc śmiej się..śmiej się..śmiej..skórę zmień i rzuć im prosto w twarze..w świetlistość wstępuj zawsze w przód nigdy za siebie..a jednak ..zadałeś pytanie..gdzie jestes kochanie?.na świetlistej drodze upiorów zgłodniałych..tam za miastem..za plecami Pan Ziemi Zachodniej w czerwonej sukmanie na furze czerwonej z pawia skrzydłami w płomiennej chwale z dwoma kolesiami i wszyscy ze swymi Paniami raz..dwa..w miłosnym uścisku zespolonymi w świetlistym czerwonym i jaskrawym blasku zdobnym w kolory i promiennym do odwrotu cie zmuszając przy twej stopie przystając..jest ciepły czerwony jest gorący..czerwona jest krew co oczy zalewa.. czerwone usta..czerwone pocałunki i czerwone języki..czerwone serca..czerwone dłonie i ciała czerwone..czerwone krwiste mięsa..im bardziej życie ogołocone jest z iluzji tym bardziej wydaje się tym wszystkim czego niechcemy..pierwszym doswiadczeniem jakiemu musimy stawić czoło to narodziny..ostatnim śmierć..doświadczenie egzystencjalne..doświadczenie życia w jego drastycznej formie i tegoż akceptacja jest miłością..miłością bezwarunkową..narodziny są czerwone i śmierć jest czerwona.. czerwone jest życie i miłośc jest czerwona..jeśli śmieszne to się śmiej boć to ryt doskonały i w dodatku śmiały..prosto w ryje błyśnij kłami zastępom co ci pokażą co jest wspaniałe i godne chwały..powiem ci słowa miłosci..nie żyjesz tańczysz omamy..żmiażdż piętą niewiasto głowę gadziny i wstępuj w świetlistość bez leku zawsze w przód nigdy za siebie..a jednak tam za miastem Pan Ziemi Północnej królewicz Pięter Najwyższych z tęczowego świetlistego przestworu w skrzydlatym zielonym samolocie ze śmigłami w baldachimach zielonych wzbudzając twój niepokój wraz ze swą świtą i Panią Jego w miłosnym uścisku przelecą twą drogę w blasku dla oczu twoich tak nieznośnym..zielonym..nigdy nie byłes na to gotowy i nadal gotowy nie jesteś..zielone są liście drzew latem..zielona jest trawa..zielono mam w głowie i jestem zielony..zielone są niedojrzałe owoce i wiatr co rusza łąkami traw i liscmi na drzewie..zielony groszek..zielona fasola..zielone listki pośród białego kwiecia na wianku młodej dziewczyny..jej oczy pełne zaufania i twarz nie ściagnieta jeszcze nerwowym skurczem..pełne usta w uśmiechu odkrywają białe zdrowe zęby..czy to ty tak się śmiejesz kochanie zastępom prosto w ich oblicza co patrzeć ci każą na to czego nie masz a inni mają..jesteś stracona niewiasto..zrzuć ubranie..w nagości wstępuj w świetlistość krokiem zuchwałym co twe łono odsłoni a co tam żmija niech wije między udami..śluz tylko zostaje a jednak..cały tłum spróbuje cie zatrzymać klejąc się do tego śluzu ręcamy..ale ty nie bacz na to kochanie puśc..powiem ci słowa miłości..nie żyjesz i tańczysz tylko swoje omamy bacz tylko by w przód i nigdy za siebie..i puśc i zostań w tem tak najlepiej i już nawet nie śmiej się...no chyba że chcesz się zabawić ( 13,14.01.11)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz